Wszyscy, „którzy się źle macie, nie ulegajcie kłamstwu, które sączy się w waszym sercu: że Bóg was opuścił … i, że ludzie was opuścili, albo są wyłącznie wrogo do was nastawieni. Próbujcie szukać kontaktu z drugim człowiekiem, próbujcie trwać w obecności Boga – „trwajcie w miłości mojej”.
Dziś coraz częściej mówi się o różnych powikłaniach, które mogą wystąpić u osób dotkniętych chorobą COVID-19, ale także innych skutkach indywidulanych i społecznych przebytej pandemii.
Jednym z nich jest coraz bardziej zauważalny smutek, obniżony nastrój, przygnębienie, samotność, stany depresyjne, zniechęcenie, apatia”.
Co robić – ważna homilia ks. Darka Rosłona w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Warszawa Praga, 9 maja 2021r.
„Wielu miało okazję zetknąć się z tą chorobą Covid-19 – czy to osobiście, czy przez fakt zachorowania kogoś bliskiego. (…) wszyscy doświadczaliśmy powszechnej, bądź też indywidulanej kwarantanny lub izolacji. Myślę, że na długo pozostanie w mojej pamięci obraz ulicy Saskiej, z wiosny ubiegłego roku, kiedy to w ciągu godziny przejeżdżał ulicą zaledwie jeden samochód, wokół nie było ludzi, a w kościele gromadziło się pięć osób. Obraz z którego bije chłód. Obraz nieludzki, wręcz przerażający. Musieliśmy się od siebie oddalić!
Dziś coraz częściej mówi się o różnych powikłaniach, które mogą wystąpić u osób dotkniętych chorobą COVID-19, ale także innych skutkach indywidualnych i społecznych przebytej pandemii.
Jednym z nich jest coraz bardziej zauważalny smutek, obniżony nastrój, przygnębienie, samotność, stany depresyjne, zniechęcenie, apatia.
Tak, musieliśmy się od siebie oddalić. Pozamykaliśmy się w naszych mieszkaniach, zachowujemy między sobą dystans i niestety niektórzy z nas zaczęli zamykać się w sobie, uciekli gdzieś bardziej lub mniej do swojego wnętrza. Rzeczywistość zewnętrzna stała się rzeczywistością wewnętrzną.
Kiedy świeci słońce, jest w nas więcej optymizmu, nadziei i radości. Musimy pamiętać, że są pośród nas osoby, może nawet w najbliższym otoczeniu, do których serc te promienie, nawet najbardziej intensywne, dziś nie docierają. Osoby, których serca w ostatnim czasie zamieniły się w jakąś skamielinę obojętności – chociaż gdzieś tam głęboko w środku nadal płonie żar życia. Osoby, dla których nawet najmniejszy problem urasta dziś do wielkiej tragedii, a drugi człowiek nawet najbardziej przyjacielsko nastawiony wydaje się być realnym zagrożeniem. Uwagi innych, jak najbardziej uzasadnione, są odbierane przez nie jako niesprawiedliwy atak na ich osobę. Niczym nieuzasadniony smutek, przygnębienie, poczucie niezrozumienia i opuszczenia przez innych, …nawet przez Boga.
Podobne ślady (skutki pandemii) może odczuwać, w mniejszym bądź większym stopniu, wielu z nas.
W „Opowieściach z Narnii” Levisa występuje postać Białej Czarownicy – uosobienie sił zła, które chcą zapanować nad tytułową Krainą Narnii. Ludzi i wszystkie żyjące istoty zamienia w kamienie a wokół panuje wieczna zima, w której nie ma miejsca na Boże Narodzenie, i po której nie nadchodzi wiosna. Mała Łucja, jedna z bohaterek powieści, tak opisuje Białą Czarownicę: „To okropna postać. Nazywa siebie królową Narnii, chociaż wcale nie ma do tego prawa, i wszystkie driady i najady, i karły, i zwierzęta, w każdym razie te, które są dobre, po prostu jej nienawidzą. Ona może zmieniać ludzi w kamień i w ogóle potrafi robić różne okropne rzeczy. I to właśnie ona zaczarowała Narnię, tak że zawsze jest tu zima, zawsze zima, a nigdy nie ma Bożego Narodzenia!”
I myślę, że ta Biała Czarownica szaleje i teraz, i w jakimś stopniu dotknęła swoim jadem niektórych z nas.
Dlaczego dziś mówię o smutku, o przygnębieniu, o zniechęceniu, o samotności? ….Ten temat zrodził się w moim sercu pod wpływem lektury dzisiejszej Ewangelii. Ufam, że jest to z Bożego natchnienia. Przypomnę, że od tygodnia jesteśmy w 15 rozdziale Ewangelii Św. Jana, w którym Pan Jezus porównuje siebie do winnego krzewu. Nas, swoich uczniów nazywa latoroślami, które aby mogły żyć i wydawać owoce, powinny być zakorzenione w Nim – i z Niego – winnego krzewu czerpać życiodajne soki. A te życiodajne soki to Boża Miłość, która najpełniej objawiła się na krzyży, gdzie On – Chrystus z miłości do nas oddał swoje życie. Miłość, której dziś najobficiej udziela nam Pan Jezus w sakramentach, a szczególnie w Eucharystii.
W odczytanym dziś fragmencie Pan Jezus dalej kontynuuje swoją myśl i zachęca nas, a wręcz naciska na nas (swoich uczniów) abyśmy w tej miłości trwali i tą miłością dzielili się z innymi: „Trwajcie w miłości mojej! (…)To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem”.
Uważam, że ten dzisiejszy fragment, jest najlepszą receptą na truciznę Białej Czarownicy, która wiele serc zamieniła w skamieliny i sprawiła, że panuje w nich sroga i nieustępliwa zima. Miłość jest najlepszą odpowiedzią i lekarstwem na smutek, przygnębienie, zniechęcenie, zmęczenie czy samotność.
Jeszcze raz przypomnijmy sobie słowa św. Jana Apostoła, z drugiego czytania, który woła dziś do nas: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga”.
Ale co to oznacza konkretnie? Do czego wzywa mnie dziś Słowo Boże? Nie jestem przecież ani psychologiem ani psychiatrą. Rzeczywiście czasami, aby pomóc smutnemu człowiekowi potrzebna jest pomoc specjalisty. Ale z całą pewnością w każdym takim przypadku człowiekowi po prostu jest potrzebny drugi człowiek.
I naprawdę nie trzeba dawać żadnych rad. Czasami wręcz jest to po prostu niewskazane. Zachęty typu: „Weź się w garść”, „Ogarnij się”, „Zacznij działać, dasz radę!” – nawet powiedziane z najlepszymi intencjami – mogą bardzo boleć i jeszcze bardziej pogłębiać niekorzystny stan.
Kiedy do Hioba przyszli jego przyjaciele, aby go pocieszyć w jego nieszczęściu, to wszystko było w porządku i robili mówiąc kolokwialnie „dobrą robotę”, kiedy się nie odzywali, kiedy po prostu byli. Wszystko zniszczyli wtedy, kiedy zaczęli tłumaczyć, analizować, wyjaśniać i radzić. Na nic się to nie przydało.
Chodzi o to, aby po prostu być, aby wysłuchać i okazać zrozumienie. Chodzi o naszą obecność. Chodzi o to, aby drugiemu dać kawałek człowieka, kawałek serca. Tu naprawdę nie potrzeba dyplomów, kursów, szkoleń i certyfikatów. Podarować drugiemu kawałek swojego życia, kawałek siebie. Najważniejsza w takich sytuacjach jest po prostu nasza obecność.
Kochani, jeśli są pośród nas osoby, dla których to dzisiejsze słońce świeci nieco słabiej, proszę, aby mimo wszystko, jeśli tylko mają siłę, wychodziły do ludzi, żeby próbowały pokonywać ten mur niechęci, lęku, wewnętrznej izolacji, który rośnie w ich sercach i w głowie. Próbujcie szukać kontaktu z drugim człowiekiem. A jeśli tej siły nie ma, to wiedzcie, że Pan Bóg o was wie i pamięta. I my pamiętamy o was w modlitwie.
I jest jeszcze jedna OBECNOŚĆ, pisana wielką literą. Obecność, której potrzebują wszyscy – i ci, którzy się źle mają, i ci, którzy się dobrze mają. Bo każdy człowiek potrzebuje przebywać w tej Obecności, obecności Boga. Każdy człowiek i zdrowy i chory. Bo miłość jest z Boga, bo lekarstwo jest z Boga, bo nasza siła jest z Boga…
Wszystkich zachęcam, a wręcz nalegam do trwania w obecności Boga. Codzienna modlitwa, Eucharystia, sakrament przebaczenia, czy wreszcie adoracja Najświętszego Sakramentu – gdzie trwając w ciszy z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień odkrywamy tę tajemniczą, umacniającą nas Obecność Chrystusa.
Nasz rodak, św. Jan Paweł II zostawił nam takie piękne świadectwo, czym dla niego była modlitwa adoracyjna: „Wśród różnych praktyk pobożnych adoracja Jezusa sakramentalnego jest pierwsza po sakramentach, najbardziej miła Bogu i najbardziej pożyteczna dla nas”. “Pięknie jest zatrzymać się z Nim [Chrystusem] i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J 13,25), poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. (…) Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie”.
Sam również, i wielu tu obecnych, których znam z częstej praktyki odwiedzenia w naszym kościele (który w ciągu dnia jest otwarty) Pana Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie, może zaświadczyć, że trwanie przed Panem przywraca człowiekowi wewnętrzną siłę i moc.
Dlatego Kochani Bracia i Siostry, którzy się źle macie, nie ulegajcie kłamstwu, które sączy się w waszym sercu: że Bóg was opuścił … i, że ludzie was opuścili, albo są wyłącznie wrogo do was nastawieni. Próbujcie szukać kontaktu z drugim człowiekiem, próbujcie trwać w obecności Boga – “trwajcie w miłości mojej”.
Dziś Pan Jezus Zmartwychwstały wypowiada pragnienie swojego Najświętszego Serca, które bije dla każdego z nas w tym tabernakulum, które będzie biło dla nas za chwilę, tu na tym ołtarzu. Jakie jest to pragnienie Chrystusowego Serca? Posłuchajmy jeszcze raz słów z dzisiejszej Ewangelii: To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.
Jezus chce, aby w naszym sercu była radość. Nie smutek, ale radość. Dlatego na koniec prośba do tych wszystkich obecnych, którzy w miarę dobrze się mają. Jeśli słuchasz tych słów, to o kim myślisz? Kto spośród twoich bliskich, znajomych jest twoim zdaniem przygnębiony, zgaszony, ciągle w wewnętrznej izolacji, którą na siebie nałożył? Kogo z twojego otoczenia zaatakowała Biała Czarownica?
Poczuj się posłany w tę „Niedzielę Miłości” (jak czasem jest nazywana), poczuj się apostołem Chrystusowej radości. Podaruj trochę czasu drugiemu człowiekowi. Podaruj trochę siebie. Pamiętaj, że bardzo często wystarczy tylko twoja obecność, tylko trochę twojego zainteresowania. Pozwól, aby w sercu twojego brata, twojej siostry eksplodowała wiosna, zapanowała Chrystusowa radość. Amen.
Fragmenty homilii ks. Darka Rosłona w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Warszawa Praga, 9 maja 2021 r.