#Opium_w_rosole Małgorzaty Musierowicz – nadzieja w rodzinie, nadzieja w domu
Właśnie przeczytałam znów Opium w rosole. Pod choinką znaleźliśmy oba tomy Na Jowisza, uzupełniam „Jeżycjadę”, gdzie Małgorzata Musierowicz pisze między innymi o okolicznościach powstania Opium, a że nasz egzemplarz był już mocno podniszczony (bo wyczytany), pod choinką znalazł się nowy.
Opium w rosole po pewnym czasie jest tak samo dobre. Chociaż dzisiaj być może widoczna, lecz nienazwana warstwa historyczna wymaga wyjaśnienia dla młodych czytelników. Małgorzata Musierowicz napisała Opium w roku 1983, w latach stanu wojennego. Nie mogła nazwać wielu rzeczy wprost ze względu na cenzurę. Na potrzeby narracji wybrała więc, jak opisuje to w Na Jowisza, perspektywę dziecka, jego przeżyć, jego widzenia świata.
Opium w rosole to literacki opis rzeczywistości stanu wojennego w Polsce. Powieść zaczyna się dnia 30 stycznia 1983 r. i toczy przez kilka następnych miesięcy. Stan wojenny to Czarna Szopka u Dominikanów, to ponury, budzący niepokój dziecka warkot przelatującego ciężkiego samolotu, to przejazdy kolumn wozów milicyjnych i wozów pancernych, korkujące miasto, to zeszyt, w którym Piotr Ogorzałka spisuje „każdy dzień. Każdą zbrodnię. Każde kłamstwo”, to nauczyciele odsunięci od kontaktu z młodzieżą, jak profesor Dmuchawiec, to ludzie wyrzuceni z pracy, jak Piotr Ogorzałka i Sławek Lewandowski, a przede wszystkim bliscy ludzie, którzy zniknęli, których nie ma – nie ma tutaj, gdzie być powinni, bo w ogóle są – „w Polsce. Jak zawsze” – ale są tam, gdzie być nie powinni. Są w więzieniach, w miejscach internowania. Pan Borejko, pan Lelujka, państwo Krechowicz. I tylu innych. Pozostają puste biurka, puste miejsca przy stołach, w domach, wyrwa w sercach. A ich nieobecność sprawia, że dzieje się jeszcze więcej rzeczy złych, podejmowane są złe decyzje, w samotności, bezsilności, braku nadziei, smutku.
Niby życie toczy się swoją koleją. Obiadki są gotowane, kartki na mięso i wędlinę wykupowane po odstaniu długiej kolejki, światło w domu regularnie gaśnie, bo bezpieczniki na klatce schodowej są systematycznie wykręcane i kradzione przez drobnych spryciarzy, taki właśnie lokalny blackout jest okolicznością poznania się Gabrysi Borejko i Piotra Ogorzałki. Telewizory wylewają z siebie codzienną porcję propagandy PRL …po ekranie biegali ludzie z karabinami i strzelali do innych ludzi z karabinami. Przejechały czołgi, zabrzmiała radosna muzyka marszowa.
Młodzież się zakochuje, jadane są cienkie zupki z torebki i trzymany miesiącami w lodówce skarb w postaci jedynej cytryny, której nie śmie się tknąć, przerabia się bez końca stare swetry i kiecki, chadza się do barów mlecznych na tani obiad, do zatłoczonej kawiarni Hortex na galaretkę z kleksem bitej śmietany, kino wyświetla jakieś filmy, ba, działa nawet Opera i można wybrać się na „Straszny Dwór”, a przecież coś jest zupełnie nie tak. Czekamy. Czekamy na tych, którzy powinni tu być. Rodzice, bracia, mężowie, nauczyciele.
A jednak i w tym ponurym świecie, gdzie chce się odebrać ludziom wszelką nadzieję, dzieje się dobro. Przyjaźń, w rodzinie, w szkole, miedzy pokoleniami, solidarność, życzliwość, miłość, zrozumienie, ciepło, dobroć, podtrzymywanie na duchu, oparcie, miejsce przy stole obiadowym dla Geniusi, małej dziewczynki spragnionej zainteresowania i uczucia, serdeczna opieka wobec Janki Krechowicz, której dziadek znalazł się w szpitalu, a ona jest sama i przerażona możliwością jego śmierci. Własne nieszczęście i cierpienie nie musi zamykać serca, i nie zamyka, na biedę i smutek innych.
Rodzina Borejków, z wyrwą w sercu i pustym miejscem przy stole i biurku, jest jak zawsze symbolem i wzorem nadziei, nadziei pomimo wszystko. A nie są jedynymi. Wokół nich i przez ich dom przewija się tyle soczystych postaci, które Gabrysia Borejko nazywa w rozmowie z profesorem Dmuchawcem „entuzjastami” (książka została napisana w 1983 r., autorka nie mogła nazwać ich wyraźniej). „Entuzjaści”, wspomniani przez Gabrysię Borejko, to ludzie, młodsi, jak jej pokolenie, i starsi, jak pokolenie jej rodziców, którzy wybrali w życiu prawdę i opowiedzieli się za nią swoją postawą i czynami.
Jest więc Janka Krechowicz, zwana Kreską, z Wrocławia, wnuczka profesora Dmuchawca, mieszkająca u dziadka w Poznaniu, bo jej rodzice „znikli” czyli zostali internowani, jak tylu ludzi w stanie wojennym.
Jest Jacek Lelujka, kolega Kreski z klasy w liceum, z tatą w takiej samej sytuacji, czyli internowanym. Są bracia Ogorzałkowie, Maciek, kolega Kreski i Jacka z liceum, i jego starszy brat, inżynier, Piotr. Maciek mieszka u Piotra, bo Piotr stracił pracę w „Cegielskim”, załamał się i bliscy martwią się o niego. Jest rodzina Lewandowskich, gdzie podobny „kłopot” to znaczy wyrzucenie z pracy dotyczy Sławka, jednego z synów.
Pomimo tego, że taka jest cena płacona za uczciwość, wybór prawdy, przyzwoitość, solidarność i „Solidarność”, warto ją zapłacić.
Jedną z głównych bohaterek Jeżycjady jest Gabrysia Borejko, najstarsza z czterech sióstr Borejko. W Opium w rosole odnajdujemy ją jako młodą żonę i mamę malutkiej córeczki, porzuconą przez męża. O swoim życiu, które ktoś z zewnątrz mógłby odebrać jako zawiedzione nadzieje i nieszczęście, Gabrysia Borejko tak mówi swojemu dawnemu wychowawcy, profesorowi Dmuchawcowi: Nic nie wiem o żadnej klęsce – oświadczyła Gabrysia […] spoglądając na profesora ze zdziwieniem. – Niczego w tym rodzaju nie przyjęłam do wiadomości. Ja tylko zapłaciłam rachunek za doświadczenie – i już je nabyłam. Już je mam. Jestem mądrzejsza. I silniejsza. Przecież sam pan nas uczył, że życie bez cierpienia jest jak jedzenie bez soli… […] Żeby pan wiedział, jak mi teraz to życie smakuje ! Wszystko jeszcze przede mną. To aż zapiera dech, wie pan ! I mam taką wspaniałą, taką cudowną córeczkę […] i już ja coś zrobię, wszystko zrobię, żeby jej świat był lepszy niż ten nasz ! – Ostrzegam cię – rzekł Dmuchawiec. – To będzie kosztować. […] – A niech kosztuje – powiedziała. – Niech kosztuje, co mi tam. Musi kosztować. To, co dają za darmo, na ogół nic nie jest warte.
Jest nadzieja również dla ludzi, którzy sami zapętleni w egoizmie i strachu, emanują tym na innych. Rozmowa z kimś życzliwym, czasem z jakby zupełnie innego świata, serdeczne przytulenie się własnego dziecka potrafi leczyć. A wtedy i ktoś taki, nieszczęśliwy i unieszczęśliwiający, zaczyna się zmieniać. Kimś takim jest pani Jedwabińska, nauczycielka i wychowawczyni klasy Kreski i Jacka Lelujki. Nieszczęśliwa w swoim małżeństwie, nieumiejąca okazać miłości własnemu dziecku, mimo wykształcenia pedagogicznego niepotrafiąca i niechcąca porozumiewać się ze swoimi uczniami. Rozmowa z panią Borejko, serdeczny uścisk córeczki coś w niej powoli przełamują. Wraca nadzieja. W ostatniej scenie książki, w czwartek 17 marca, pani Jedwabińska zamierza włożyć do pracy bluzeczkę fioletowego koloru. Tego dnia na fioletowo ubierze się cała jej klasa w proteście wobec konformistycznej, wiernopoddańczej wobec reżimu PRL, postawy dyrektora liceum. W kontekście tamtego czasu takie opowiedzenie się po stronie uczniów jest ważnym znakiem zmiany stosunku wychowawczyni do swoich uczniów, a może do siebie samej i do życia w ogóle.
Fabuła Opium w rosole obraca się wokół historii Kreski i Maćka, w którą wpleciona jest historia małej Geniusi, wpraszającej się na obiadki do ludzi, którzy budzą jej ciekawość i sympatię. Pozwala nam na wejście w progi domów i w życie kilku rodzin. Jesteśmy wśród nich, towarzyszymy im, patrzymy ich oczami.
Bardzo cenię to, że Małgorzata Musierowicz pokazuje rodziny wielopokoleniowe. Każdy ma swoje miejsce, swoje znaczenie, jest ważny, jest szanowany. Widać, że szacunkiem i uwagą darzy go przede wszystkim autorka. Jestem jej wdzięczna, że tak właśnie buduje swoje postacie. Sercowa znajomość głównych nastoletnich bohaterów jest w pewnym sensie pretekstem, by ukazać wielu innych ludzi, wiele innych relacji, w poprzek pokoleń. To nie jest „li i jedynie” () o nastolatkach i dla nastolatków. Rodziny są naturalnie wielopokoleniowe, a serce w nich ma każdy. Czasem chore serce, to prawda, serce, które potrafi krzywdzić. A jednak … Ciąg dalszy tego wątku odnajdziemy m. in. w Dziecku piątku. Warto sięgnąć po tę książkę jako po naturalną drugą część, dopełnienie Opium w rosole.
No i, last but not least, Małgorzata Musierowicz nie byłaby sobą, gdyby w jej książce, nawet tej, w której oddaje smutny czas stanu wojennego, miało zabraknąć humoru, śmiechu, pysznych dialogów rodzinnych, zabawnych scen.
Na zakończenie przywołam coś, co jest obecne w każdej powieści Małgorzaty Musierowicz, a w tej ma szczególne znaczenie, i od czego powieść ta się zaczyna: …niebo było już czyste; wysokie, szafirowe i pełne chwały.
Na ziemi bywa różnie, ale nad tym wszystkim jest Bóg. A na pierwszej ilustracji na pierwszej stronie Opium w rosole widnieją wieże kościoła zwieńczone krzyżami. Niezmienne.
Anna Gryza
AMDG
.